Z wielkiego miasta na Kurpie Białe

TOMASZ KOBYLAŃSKI - Well.pl: Kurpie Białe – tam właśnie kupił Pan dom. Brzmi pięknie. Tak jest też w rzeczywistości?

Reklama

MARCIN WÓJCIK: Pewnie, że jest pięknie! Kurpie Białe to atrakcyjne przyrodniczo miejsce. Nad moim domem przelatują żurawie, pod stodołę podchodzą łosie, sarny, jelenie, zające. Gęstość zaludnienia jest tu słaba, mieszkam w łąkach, i mam nadzieję, że zawsze będzie tu dziko.

To jednak nie tylko bogactwo przyrodnicze, ale też szczególne dziedzictwo kulturalne tego regionu. Opowie Pan o nim nieco więcej?

Kurpie żyli w lasach, niezależni, utrzymywali się z tego, co znajdą, upolują. Podoba mi się ta ich samowystarczalność, niezależność, coś co jest dla mnie osobiście ważne. Dziś Kurpie kojarzą się z ludowością, wycinankami, haftami. Po remoncie domu w salonie zawisły najprawdziwsze wycinanki kurpiowskie, które przywiozłem z Ostrołęki. Polecam także wizytę w skansenie w Nowogrodzie. Pięknie położony, oddaje charakter dawnych Kurpi.

Po latach w wielkim mieście wrócił Pan na wieś i postanowił założyć własne gospodarstwo. Początki życia na skraju puszczy były trudne?

Bałem się, czy sobie poradzę, ale nie wydarzało się nic, co oznaczałoby, że sobie nie radzę. Zanim kupiłem dom, wynająłem go na kilka miesięcy, żeby zobaczyć jak się mieszka na wsi.

I mieszkało chyba się dobrze, skoro zdecydował się Pan na kupno domu?

Wiedziałem, na co się piszę. Nie zapomnę jak w drugą noc wynajmu szalały kuny na strychu i  mordowały gniazdujące tam ptaki. Stukałem miotłą w sufit, nie miałem odwagi tam wejść. Najtrudniejsze chwile, to czas remontu. Dwie przyczepy gruzu, przyczepa eternitu – to tylko część tego co zdrapałem ze ścian i zdjąłem z dachu. Oczywiście sam tego nie robiłem, miałem ekipę remontową.  

Marcin Wójcik - reporter i rolnik - o prawdziwym życiu na wsi / fot. Albert Zawada Marcin Wójcik - reporter i rolnik - o prawdziwym życiu na wsi / fot. Albert Zawada

 

Wraz z kupionym domem były też obora, stodoła, ziemianka. Do tego sad i pięć hektarów ziemi w jednym kawałku. Nie za dużo jak na jedną osobę? Zwłaszcza, że jak Pan pisze w swojej książce „Gęsiego. Z miasta na wieś” – nawet stado myszy miało być zdziwione, że ktoś się tu pojawił!

Chciałem mieć ziemię, bo chciałem hodować zwierzęta, tworzyć samowystarczalne gospodarstwo rolne. I to się udało. Oprócz łąk, z których zbieram siano, mam gęsi, króliki, kury, indyki. Marzy mi się krowa mleczna, ale byłby problem z codziennym, regularnym udojem. Nie można doić krowy w kratkę.   

Przez rok nie miał Pan jednak odwagi, aby powiedzieć rodzicom, że wrócił do chłopskich korzeni. Dlaczego? Przecież niemal wszyscy mamy takie korzenie.

Rodzice mieszkają w górach, kiedyś prowadzili gospodarstwo rolne. Byli dumni z tego, że znalazłem pracę w Warszawie, kupiłem mieszkanie w stolicy, wszystko już miałem ułożone. Aż tu nagle decyzja o wyprowadzce na wieś. Wiedziałem, że rozmowa na ten temat będzie trudna. Powiedziałem im dopiero po fakcie, kiedy już skończył się remont. W tym trudnym czasie nie chciałem mieć codziennych telefonów od mamy z pytaniem, czy na pewno nie da się tego wszystkiego odkręcić i wrócić do miasta. Ostatecznie rodzice zaakceptowali mój wybór i dziś rozmawiamy o tym, ile gęsiego puchu wpycha się do poszewki na poduszkę, albo jak wysuszyć króliczą skórę.  

Marcin Wójcik / fot. Mateusz Skwarczek / Agencja wyborcza.pl Marcin Wójcik / fot. Mateusz Skwarczek / Agencja wyborcza.pl

 

"Traktuję mięso jako wyjątkowy dar Ziemi dla nas"

Będąc przy temacie gęsi i innych zwierząt. W swojej książce wspomina Pan, że znajomi z Warszawy dziwili się, skąd się bierze mięso na jego stole i co ma wspólnego z biegającymi niedawno po podwórku gęsiami i kurami. Naprawdę?

Tak, bo wszyscy znajomi kupują mięso w markecie. Mięso na styropianowej tacy nie wygląda jak żywe zwierzę. Dla dzieci mięso to mięso, a nie kura czy świnia. Gdyby ludzie patrzyli na mięso jako część zwierzęcia, które żyło, to może nie wyrzucaliby go do kosza. W dzieciństwie uczestniczyłem w rozbiorze świń, byków, owiec. Traktuję mięso jako wyjątkowy dar Ziemi dla nas.

Historii o "rzuceniu wszystkiego" i wyjeździe z wielkiego miasta na wieś jest coraz więcej. Jedni ratują stare obiekty i tworzą w nim stylowe pensjonaty. Są też tacy, którzy hodują kozy, a nawet... prowadzą salony piękności dla krów. Sporo jest tych niecodziennych aktywności?

Z moich obserwacji wynika, że na wieś uciekają potomkowie tych, którzy kiedyś przyjechali do miasta za chlebem. Ale to nie reguła. W książce opisuję wiele historii osiedlania się na wsi. Choćby odwiedzam Magdę i Stephana, którzy przeprowadzili się z Paryża pod Olsztyn. Hodują owce mleczne i robią sery. A do tego założyli z przyjaciółmi amatorski teatr i wystawiają ambitne sztuki. Nowi rolnicy nadają nowy klimat wsi. Albo Patryk Kokociński, młody rolnik z Wielkopolski, który odnawia przedwojenne kanały zapewniające wodę uprawom. Razem z rodzicami i bratem hoduje krowy. Mieszka tam ze swoim partnerem, Łukaszem.   

 

Chcesz zamieszkać na wsi? Musisz lubić pracę 

"W obejściu Wójcika nigdy nie jest nudno" – tak reklamuje książkę wydawnictwo. Tak też sądzi sam autor?

O tak, zawsze coś się dzieje i zawsze jest mnóstwo roboty. Dziś wieczorem muszę zakisić ogórki, kolejna partia pełnych słoików trafi do przedwojennej ziemianki. Muszę też ściąć trawę dla królików i gęsi, podlać kapustę i buraki, i zainteresować się jaskółkami w kurniku, które właśnie próbują wyfrunąć z gniazda (nie chcę, by zadziobały je kury). Muszę też dosypać słomy królikom, bo zaraz będę się kocić. Oczywiście to są dodatkowe prace, bo zawodowo zajmuję się czymś innym. Napisałem „Gęsiego” również po to, aby pokazać, że możemy pracować poza rolnictwem, ale mieć zarazem własne grządki, zwierzęta, czyli mieć zdrową żywność. Wytoczyłem wojnę tujom w ogrodach. Namawiam wszystkich, by zamiast tuj, posadzili drzewa owocowe i posiali warzywa. Wszystkim to wyjdzie na dobre – nam i Ziemi.

Marcin Wójcik - z wielkiego miasta na wieś / materiały prywatne Marcin Wójcik - z wielkiego miasta na wieś / materiały prywatne

Moja ogólna obserwacja jest taka, że osoby mieszkająca na wsi nie potrafią odpoczywać. Nawet chwilę przed naszym wywiadem rozmawiałem o tym ze znajomymi. Za pasem jesień. Wtedy prace na wsi też nie zwalniają tempa. Myśli już Pan o tym, co należy zrobić w kolejnych tygodniach i miesiącach?

Właśnie skończyłem wakacje. Postanowiłem nigdzie nie wyjeżdżać, tylko spędzić je w gospodarstwie. To był błąd. Nie da się odpocząć na wsi, kiedy w ogródku rosną warzywa, a w oborze gęsi i króliki. Zrobiłem też listę „lekkich” prac na czas wakacji. Ta lista była moim zniewoleniem. Więc, żeby odpocząć planuję teraz wyjazd jesienią, daleko od wsi. Być może będzie to Nowy Jork. 

Wracając do początku naszej rozmowy. Nawet jeśli nie chcemy wyjeżdżać na wieś na dobre, warto zajrzeć na Kurpie Białe choć na weekend lub krótki urlop? Lub w inne miejsce – wyjątkowe agroturystyki i siedliska powstają przecież w wielu miejscach w Polsce, blisko miast i miasteczek, w których mieszkamy i pracujemy na co dzień?

Oczywiście, warto wyjechać na chwilę z miasta, zmienić otoczenie, zobaczyć pola, łąki, pokazać dzieciom, że krowa nie jest jednak fioletowa jak w reklamie czekolady. Zachęcam do agroturystyki, czyli szukania miejsc u ludzi, którzy uprawiają ziemię, a chcą dorobić na wynajmie pokoi. Być może nie zawsze będzie to luksusowy apartament, ale czy luksusem nie będzie jedzenie serów, jaj, wędlin, warzyw, które nie widziały grama chemii? Przez Kurpie Białe przepływa Narew – jedna z najdzikszych rzek w Polsce. Kto nie słyszał klangoru żurawi nad Narwią, ten ma jeszcze wiele do nadrobienia.

Marcin Wójcik - z wielkiego miasta na wieś / materiały prywatne Marcin Wójcik - z wielkiego miasta na wieś / materiały prywatne

Marcin Wójcik – urodził się w 1981 roku w Rabce-Zdroju. Absolwent m.in. Polskiej Szkoły Reportażu w Warszawie i studiów podyplomowych w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Reporter „Dużego Formatu”. Autor książek W rodzinie ojca mego (2015) oraz Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu (2017). Wiosną 2023 roku ukazała się jego najnowsza książka Gęsiego. Z miasta na wieś.