Od niewinnej grupy na Whatsapp po milionowy sukces 

Aleksandra Nagel – Well.pl: Po wybuchu wojny w Ukrainie na pomoc uchodźcom ruszyli nie tylko zwykli Polacy, ale też polski świat biznesu. Od czego się zaczęło?

Reklama

Tomasz Misiak – Pracodawcy RP Corporate Connetions: Sama grupa została utworzona właściwie przez trzy osoby – Rafała Baniaka, szefa Pracodawców RP, moją skromną osobę oraz Ryszarda Chmurę, Prezesa Corporate Connections. Szybko zorientowaliśmy się, że sytuacja na Wschodzie zaczyna iść w złym kierunku i zaczęliśmy się komunikować w naszej grupie biznesowej, dzielić informacjami, a tym samym zaczęliśmy pomagać pierwszym osobom, które się do nas zgłosiły. Nasi członkowie to największe polskie firmy i najwięksi polscy przedsiębiorcy, ale też najwięksi polscy pracodawcy. Zrozumieliśmy, że warto tę energię wykorzystać i skoordynować. Nasza pomoc okazała się realna i bardzo potrzebna.

To była mała grupa na social mediach, tak? 

Założyliśmy grupę na Whatsapp i zaczęliśmy dodawać do tej grupy wszystkich największych polskich biznesmenów. Każda z ponad 200 osób, które się tam znalazły, to prezesi i właściciele kluczowych polskich spółek – Rafał Brzoska z InPostu, Wojciech Trojanowski ze Strabaga, Michał Sołowow z Cersanitu, Jarek Furman z Aflofarmu. Krzysztof Pawiński z Maspexu czy Darek Gałęziewski z Oshee. Wszyscy oni to ludzie, którzy mogą podejmować na bieżąco decyzje w swoich firmach i w ekspresowym tempie wspierać uchodźców.

Jak szybko mogliście działać i nadal działacie w tej grupie?

Podam przykład, w ciągu maksymalnie 2 dni zostało otwarte pierwsze centrum recepcyjne dla uchodźców w Przemyślu. Rafał Kazienko - właściciel Kazara - wynajął nieczynną Halę Tesco, a potem zaczął tam potrzebować wszystkiego – jedzenia, materaców, ubrań, leków. Dzięki logistyce zapewnionej przez Rafała Brzoskę z InPost wszystko zorganizowaliśmy w ekspresowym tempie. Ta nasza spontaniczna grupa na Whatsapp okazała się sprawnie działającą organizacją. Działającą na tyle prężnie, że w ciągu 20-30 minut komunikacji między sobą mogliśmy decydować o wielkich rzeczach i podejmować kluczowe decyzje wspierające ukraińskich uchodźców.

Ponad 215 mln zł pomocy dla ukraińskich uchodźców 

Jak oceniacie swoje działania po ponad miesiącu od wybuchu wojny w Ukrainie?

Po tym, jak do naszej grupy dołączył Lewiatan i Polska Rada Biznesu, staliśmy się największą zorganizowaną pomocową organizacją biznesową! Możemy podsumować, że na dzisiaj udało nam się zebrać pomoc o wartości 215 mln złotych. Jest w tym pomoc finansowa, rzeczowa, ale też kwota specjalnej zbiórki Polscy przedsiębiorcy dla Ukrainy uruchomionej przez fundację Się Pomaga.

To jest naprawdę imponująca kwota!

To więcej, niż finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, ale nie osiadamy na laurach. Kilka dni temu ruszyliśmy z kolejną piękną akcją. Marka Dictador wypuściła limitowaną serię inwestycyjnego rumu Dictador „Slava Ukrainie”. Zakupu można dokonać w postaci pełnej beczki lub pojedynczej butelki. Wartość darowizny to ponad 1 mln złotych, a rum można nabyć poprzez stronę SięPomaga.pl. 

O naszej pomocy niesionej uchodźcom mówi ostatnio cały świat, ale też wielu ekspertów podkreśla, że te działania to nie sprint a maraton. Jak na to patrzą przedsiębiorcy?

Odpowiedź jest oczywista. Ci wielcy prezesi wielkich spółek sami oddelegowali siebie do pracy pomocowej, ale każdy z nas ma swoją działalność biznesową i każdy ma swoje zadania, swoją odpowiedzialność za firmę. Dlatego to, co my budujemy, powinno stać się podwaliną do przejęcia przez jednostki samorządowe czy instytucje międzynarodowe. Nie możemy opierać pomocy dla Ukrainy na indywidualnych działaniach, to musi być zorganizowane i usystematyzowane.

My jako Pracodawcy RP uważamy, że zbudowane przez nas struktury i ich logistyka w dowolnym momencie mogą zostać przekazane odpowiednim organom. Właśnie tak to widzimy. Możemy dalej oddawać swoje systemy produkcji czy zatrudniać osoby napływające z Ukrainy, ale prawda jest taka, że ktoś musi zacząć nam za to płacić.

To jest ważne, byśmy jako zwykli Polacy, ale też jako przedsiębiorcy, poczuli wsparcie państwa. Nie powinniśmy myśleć, że to się szybko skończy. Jak mawiał słynny generał Carl von Clausewitz, wojna nie ma logiki tylko gramatykę. Możemy spodziewać się wszystkiego.

Polacy coraz częściej zauważają ten problem. Czy wy czujecie wsparcia konkretnych instytucji, samorządów, rządu itp.?

W naturalny sposób pierwszy i największych ruch działań podjęły samorządy, bo to ich najbardziej dotyczą te konkretne sytuacje. Nam się bardzo dobrze współpracuje z przedstawicielami samorządów – od Przemyśla, po Warszawę.

Moim zdaniem właśnie tak to powinno wyglądać. Podejrzewam, że samorządy szybciej dogadają się z polskim władzami co do wsparcia, organizacji i finansowania, niż przedsiębiorcy. Pamiętajmy jednak, że nie mamy w tym temacie żadnych doświadczeń. Polska nigdy nie była w takim kryzysie humanitarnym i to wszystko – dla każdego z nas – jest całkowicie nowe.

Widzimy natomiast, że samorządy ostro zaczęły działać. Wspomagamy ich, ale niewątpliwie organizacja i usystematyzowanie tej pomocy z góry jest niezbędne. Cały czas będziemy o to zabiegać.

"Jesteśmy w przededniu drugiej fali" 

Wojna w Ukrainie to międzynarodowe wyzwanie również dla przedstawicieli biznesu, ale czy w tym ogromie zła, które dotknęło Ukrainę, a pośrednio również wielu z nas, można wyłuskać coś pozytywnego, jeśli chodzi o polski biznes?

Generalnie trudno szukać czegoś pozytywnego w kryzysie humanitarnym. To są ogromne dramaty społeczne i ludzkie, a po drugiej stronie są biznesmeni, którzy postanowili, że będą wspierać i de facto rozdawać swój majątek. Z perspektywy długoterminowej wszystko zależy od tego, jak potoczy się ta wojna, jak wielu ludzi do Polski przyjedzie. Trudno jest ocenić dzisiaj, jaki to będzie miało wpływ na rynek czy na samą gospodarkę, na popyt.

Oczywiście, nie mówię tego w kategorii plusów czy pozytywów, ale ukraińscy uchodźcy mogą w pewnym stopniu zapełnić luki na naszym rynku pracy. Jednak pamiętajmy, że główną grupą uchodźców są kobiety z dziećmi, to nie jest do końca ta grupa, której nam brakowało.

Myślę, że jesteśmy w przededniu drugiej fali, jeśli chodzi o zarządzanie tym kryzysem. Po etapie pierwszego szoku i przerażenia, kiedy byliśmy zobowiązani pomóc naszym sąsiadom, zapewnić im jedzenie, ciepło czy dach nad głową, przyjdzie druga fala, czyli czas weryfikacji, kto tak naprawdę do Polski przyjechał. Mam na myśli tutaj nie tylko liczbę uchodźców, ale również ich kwalifikacje zawodowe, możliwości. Może część tej grupy trzeba będzie przekwalifikować, by łatwiej im było znaleźć pracę w Polsce.

Proszę pamiętać, że na tę grupę ludzi musi też odpowiednio zareagować rynek nieruchomości. Ci ludzie muszą gdzieś mieszkać, wynajmować lokale. Jeśli to są matki z dziećmi, to one potrzebują nie tylko pracy, ale też miejsc w przedszkolach, żłobkach i szkołach. Generalnie to wszystko jest bardzo długoterminowa walka, która czeka nas wszystkich.

Jeśli uda się otrzymać odpowiednie wsparcie rządu, ale też jednostek międzynarodowych, jak Unia Europejska, to możemy wyjść z tego kryzysu wzmocnieni, bez problemów społecznych i szerzącej się nietolerancji. Pamiętajmy, że to nie Ukraina jest winna temu kryzysowi humanitarnemu, ale Rosja.

"Chwalenie się pomocą to nie jest przechwałka, ale motywacja" 

Jak na inicjatywę polskiego biznesu reaguje biznes międzynarodowy i czy w ogóle reaguje?

Chciałbym, aby polscy biznesmeni zainspirowali wielkie międzynarodowe korporacje do działania na rzecz pomocy Ukrainie, ale muszę przyznać, że na ten moment tego nie widzę. Co prawda w naszej akcji próbujemy przekazać to dalej, za granicę, ale nie widzę specjalnego zaangażowania w pomoc. Oczywiście wszyscy są dumni z postawy Polaków, ale takiego jak w Polsce pospolitego ruszenia w świecie biznesu nie ma. Te wielkie korporacje mogłyby znacząco pomóc, a ich po prostu nie ma.

Ma Pan na myśli konkretne firmy?

Jest ich na świecie tak dużo, że mówiąc brutalnie nie ma sensu wymieniać konkretnych z nazwy. Powiem tylko tyle, jeżeli my jako organizacje polskich przedsiębiorstw jesteśmy w stanie uzbierać 215 mln zł, to międzynarodowe firmy mogłyby tę kwotę co najmniej pomnożyć razy cztery.

No tak, to w sumie wynika nawet z przeliczenia dolara czy euro na złotówkę!

Myślę, że każdy z krajów UE powinien zachęcić swoje organizacje biznesowe do podobnego działania. Mogą też oczywiście rozmawiać z nami, bo my już mamy te know-how i jesteśmy przedstawicielem 80 proc. polskiego biznesu. W sposób naturalny wiemy, gdzie te pieniądze są potrzebne i jak można konkretnie pomóc.

Spotkałam się z opinią, że chwalenie się pomocą, szczególnie przez firmy, nie jest dobre, że nie wypada robić sobie dobrego PR-u na pomaganiu Ukraińcom. Co Pan o tym sądzi? Polscy biznesmeni, polskie firmy, powinni się chwalić tym, jak pomagają?

Wie Pani, kiedy nasza akcja ruszyła hurtowo? Wtedy, kiedy nasz pierwszy przelew został potwierdzony i pokazany na grupie. Poprosiłem mojego kolegę Adriana Stachurę ze spółki Barell i powiedziałem mu: „Podpisz przelew i pokaż, że przelałeś”. Wtedy ruszyło! Gdy inni to zobaczyli, to też zaczęli wpłacać. Tak to działa.

Dostałem ponad 145 przelewów wysłanych przez prezesów największych spółek, po tym, jak napisałem do nich, że to nie jest czas, by się krygować. Chwalenie się pomocą to nie jest przechwałka, ale motywacja dla innych, by oni też coś od siebie dali. Początkowo mówili mi: „Bo mi jest głupio”, a ja im odpowiadałem: „To nie tobie powinno być głupio, że pomogłeś, ale innym, że jeszcze tego nie zrobili”.

Rzeczywiście nam Polakom to chwalenie się pomocą przychodzi z pewnym oporem…

To prawda, ale to właśnie najbardziej motywuje innych. Chwaląc się, przekazujemy dalej pałeczkę, a jak już ustaliliśmy, pomoc dla Ukrainy to nie sprint, a maraton.

Największym przykładem, jak może pozytywnie działać chwalenie się pomocą, jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Przez wielu jest znienawidzona właśnie dlatego, że chwali się swoimi sukcesami, ale osiąga ten sukces dlatego, że głośno krzyczy.

Czego Wy jako Pracodawcy  RP nauczyliście się w tym kryzysie. Wspominał Pan o tym, że trudno mówić o plusach czy sukcesach w tym trudnym momencie historii, ale szukam w tym wszystkich jakiegoś ziarenka dobra…

Powiem Pani, co ja znalazłem. Ja w tym kryzysie znalazłem wielką wspólnotę biznesową, której wcześniej nie widziałem, ludzi, którzy w sytuacji kryzysowej, pochowali swoje wielkie ego, swoje wielkie plany biznesowe i byli w stanie na jednej grupie biznesowej, na którą przychodzą dziennie setki wiadomości, współdziałać i tworzyć coś dobrego. Żadna z tych osób, które zaangażowały się na początku, nie wypisała się z tej grupy. Mówimy o największych polskich przedsiębiorcach, którzy na co dzień mają mnóstwo zajęć, setki maili i dziesiątki spotkań. Oni nadal tam są i nie uciekają od tej komunikacji.

Jestem od ponad 15 lat członkiem wszystkich możliwych organizacji biznesowych w Polsce i tak wielkiej siły społecznej, jaką się udało zbudować wokół pomocy dla Ukrainy jeszcze nie widziałem. Tak wielkiej współpracy pomiędzy spółkami, które na co dzień są niejednokrotnie dla siebie konkurencją, też nie widziałem. Uważam, że zdaliśmy ten egzamin celująco – zarówno przedsiębiorcy, jak i zwykli obywatele.

Chciałbym tylko teraz, żebyśmy ten kolejny egzamin, który nas czeka, zdali na tym samym poziomie i wierzę, że to jest możliwe – bez ksenofobii, bez społecznych uprzedzeń, bez zazdrości. Jestem przekonany, że jeśli będziemy tak działać jak do tej pory, to jesteśmy w stanie pokonać każdą trudność i mam nadzieję, że ta wspólnota biznesowa, nie tylko w czasie kryzysów, ale również w lepszych momentach historii, się utrzyma.