Napiwki w restauracjach: dawać czy nie dawać?
Napiwki, napiwki i napiwki. W naszym kraju to ciągle kontrowersyjny temat. Trwają dyskusje, czy w ogóle powinno się je zostawiać, a jeśli tak, to jak wysokie.
O ile starsze pokolenie przyzwyczajone jest do zostawienia kelnerom przynajmniej drobnego bonusu po posiłku, o tyle generacja Z buntuje się w tej kwestii i uważa, że w cenę dania powinno być już wliczone odpowiednie wynagrodzenie dla obsługi. Co rusz wraca argument, że przecież podczas zakupów pieczywa napiwków się nie zostawia.

Jak natomiast wygląda sytuacja w luksusowych lokalach? Modeli relacji na linii klient - kelner - restauracja jest wiele, ale jeden z ostatnich, który funkcjonuje w Saint-Tropez wywołał spore poruszenie na światowym rynku gastronomicznym.
W Saint-Tropez, raju dla milionerów wypoczywających na superjachtach, restauracje mają wobec swoich klientów… coraz większe wymagania. Tak, dobrze czytacie. Wymagania.
Saint-Tropez: Selekcja gości w najdroższych restauracjach
Niektóre z najbardziej luksusowych restauracji w słynnym kurorcie Lazurowego Wybrzeża wymagają od przyszłych gości deklaracji, że wydadzą oni podczas swojego pobytu przynajmniej 5 tys. euro. Jeśli uznacie, że to za dużo, zwyczajnie nie zostaniecie obsłużeni.
- Podczas rezerwacji mówi się: "Mamy stolik za 5 tysięcy euro, czy to będzie w porządku?". Jeśli mówisz, że nie, okazuje się, że nie ma wolnych stolików – żalił się w lokalnej gazecie jeden z niedoszłych klientów restauracji.
Co więcej, nawet przy takich wydatkach, oczekuje się od klientów 20 procent napiwku. "Oczekuje się" jest delikatnym określeniem, bo zdarzają się już tak kuriozalne sytuacje, jak ganiający za gośćmi kelnerzy.
To spotkało pewnego Włocha, który po wydaniu 5 tysięcy euro zostawił TYLKO 500 euro dodatku dla obsługi.
- Myślał, że był hojny, zostawiając 500 euro, a zamiast tego został upomniany. Kelner powiedział mu, że to nie wystarczy – opowiadał później przyjaciel Włocha.
20 procent, to 20 procent. Musiał dopłacić.
Polecamy
Saint-Tropez walczy z restauracjami wyłudzającymi drogie napiwki
Najbardziej zamożni goście Saint-Tropez pewnie wyłożą żądane od restauratorów kwoty, ale co z osobami o niższych dochodach? O to martwi się burmistrz miasta, Sylvie Siri, która postanowiła zainterweniować.
- Te oskarżenia są dla mnie niezwykle szokujące, ponieważ są niestety prawdziwe - mówiła mediom pani burmistrz.
Jej zdaniem nowe praktyki rujnują wizerunek miasta. Zapowiedziała więc, że miejsca wymuszające na klientach wysokie napiwki mogą pożegnać się z licencjami na prowadzenie działalności w późnych godzinach nocnych. Sylvie Siri ruszyła też z kampanią, która ma zachęcać zastraszanych i oszukanych klientów do kontaktu z ratuszem i służbą ds. oszustw konsumenckich.
Trzymamy kciuki, bo jeśli te praktyki nie zostaną zatrzymane, prędzej czy później wyjdą poza Saint-Tropez, do wszelkich innych popularnych kurortów.