Jakub Rusak: Gdybym chciał dziś założyć szkołę lotniczą taką jak twoja, to od czego powinienem zacząć?
Marcin Szamborski: Przede wszystkim powinieneś mieć bardzo dużo dobrych chęci. Lotnictwo jest taką dziedziną, do której nie można nikogo przymusić. Jak nie odnajdujesz w tym pasji i nie masz predyspozycji, to się nie uda. A tych predyspozycji nie trzeba mieć jakichś szczególnych, trzeba to przede wszystkim lubić.
Do predyspozycji jeszcze wrócimy, ale zakładam, że dobre chęci to nie wszystko.
Trzeba mieć ludzi, z którymi współpraca układa się dobrze – instruktorów, specjalistów, którzy znają się na przepisach lotniczych, prawie pracy etc. Tak naprawdę wszystko, co jest potrzebne przy prowadzeniu każdej innej działalności gospodarczej. Poza tym wynajęte przestrzenie hangarowo-biurowe i dostęp do statków powietrznych – kupionych lub wyleasingowanych.
A lotnisko, serwis maszyn?
Oczywiście dostęp do lotniska oraz miejsce do serwisowania statków powietrznych są niezbędne. Najczęściej serwisem i obsługą zajmują się zewnętrzne podmioty, ale nasza firma, czyli Salt Aviation, ma to szczęście, że mój wspólnik jeszcze w latach 90. miał potężną bazę serwisową, która była znana i sprawdzona na rynku. Tak więc od samego początku mieliśmy swoje zaplecze techniczne – śmigłowce i mechaników, którzy czasem od kilkudziesięciu już lat zajmują się naszymi maszynami. Dzięki temu cały czas czujemy się bezpiecznie, a nasz sprzęt jest szybko i sprawnie naprawiany przez doświadczonych ludzi.
Czyli zaplecze już mamy. W jakich obszarach działacie przede wszystkim?
Głównie uczymy latać śmigłowcami i samolotami do licencji turystycznych i zawodowych. Oprócz tego zajmujemy się patrolowaniem gazociągów, linii energetycznych, filmowaniem ze śmigłowca, wynajmowaniem śmigłowców i samolotów, a także organizujemy wycieczki i współpracujemy komercyjnie z różnymi firmami.
Oczywiście nie robisz tego wszystkiego sam.
W Salt Aviation pracuje łącznie kilkanaście osób – instruktorzy, pracownicy biurowi, serwis, który jest tak naprawdę oddzielną firmą. Pracuje tam pięciu mechaników i cztery osoby w biurze. Mamy też swój dział techniczny, dział szkoleniowy, dział usług lotniczych oraz coś, co się nazywa zarządzaniem ciągłą zdatnością do lotu, gdzie dbamy i nadzorujemy swoje, ale również obce statki powietrzne.
A ty osobiście czym się aktualnie zajmujesz?
Głównie tak naprawdę spotykam się z ludźmi, wymyślam, organizuję, kreuję pomysły, zarażam innych pomysłami i razem nad nimi pracujemy. Poza tym organizuję wycieczki śmigłowcami, najchętniej do Skandynawii, Włoch, Chorwacji i na Majorkę. Klienci wynajmują mnie jako swojego pilota, a ja im pokazuję dane miejsce z takiej perspektywy, z jakiej jeszcze nigdy wcześniej go nie widzieli.
Śmigłowiec to taki latający taras i to jest ekstra.
Masz w takich przedsięwzięciach spore doświadczenie – jesteś pierwszym Polakiem, który obleciał śmigłowcem całą Ziemię. Co przy takich wyprawach jest największym wyzwaniem?
Lot dookoła świata akurat nie jest najlepszym sposobem, żeby zwiedzić świat, to bardziej przygoda. Niemniej największym wyzwaniem jest zapewnienie paliwa w miejscach odległych od cywilizacji. Paliwo musiało być załatwione z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a trasa była wyznaczana pod względem jego dostępności. Drugie wyzwanie to pogoda. Podróż rozpoczęliśmy późną wiosną, kiedy warunki atmosferyczne nie są jeszcze tak stabilne. Kilka razy utknęliśmy przez to na trasie.
Ile czasu przygotowywałeś się do tego przedsięwzięcia?
Przygotowanie zajęło nam prawie rok. To był rok planowania i wymyślania różnych scenariuszy zagrożenia. Mieliśmy np. jedzenie na wypadek usterki śmigłowca albo niepogody na Syberii – był tam odcinek ponad tysiąca kilometrów bez dostępu do żadnej cywilizacji, paliwa, niczego. W ogóle najtrudniejsze odcinki były właśnie nad Rosją, bo choć mieliśmy telefon satelitarny i w razie awarii mogliśmy wezwać pomoc, to nie wiadomo było, kiedy ta pomoc potencjalnie dotrze. Poza tym mieliśmy też tratwę na lot przez ocean i specjalne stroje, które umożliwiały nam utrzymanie ciepłoty ciała do sześciu godzin w przypadku wpadnięcia do wody, oraz specjalne trackery pokazujące naszą lokalizację w minutowych odstępach. Byliśmy przygotowani na wszystko.
Sprzęt to jedno, a jaką w tym wszystkim rolę odgrywa czynnik ludzki? Mam na myśli nie tylko wyprawę dookoła świata, ale i codzienne loty śmigłowcem.
Wypadki zdarzają się rzadko i z reguły wynikają z braku uważności dowódcy statku powietrznego, bo to od jego przygotowania, zachowania i wyszkolenia zależy bezpieczeństwo całej załogi.
Lotnictwo to tak naprawdę nie tylko umiejętność trzymania sterów, startu i lądowania, bo to bardzo szybko staje się automatyczne jak np. prowadzenie samochodu. Lotnictwo to przede wszystkim wyobraźnia, dzięki której wiesz, jak się przygotować do lotu i jak się zachować w sytuacji, która była nie do przewidzenia, jak np. usterka, zamknięte lotnisko, nagła zmiana pogody. Musisz mieć wyobraźnię przestrzenną i orientować się, czy np. korespondencja w ruchu powietrznym dookoła jakoś cię dotyczy. I dopiero zbiór tych wszystkich czynników i umiejętność odnalezienia się w nich powoduje, że stajesz się dobrym lub złym pilotem.
Ile trwa opanowanie tych wszystkich umiejętności?
Program szkolenia mówi, że jest to jest minimum 45 godzin. W szkoleniach samolotowych zamykamy się z reguły w 50 godzinach, a śmigłowcem w 70.
Tylko tyle? Przecież to niewiele więcej niż nauka jazdy samochodem.
Tak, bo latanie śmigłowcem nie jest takie trudne.
Jak się nauczysz startować i lądować, to reszta to tak naprawdę szlifowanie zachowań w sytuacjach awaryjnych – nauka orientowania się w przestrzeni w razie utraty nawigacji, umiejętności czytania mapy, oszacowywania ile czasu i paliwa potrzeba do wykonania danego lotu. Poza tym trenujesz lądowanie w terenie przygodnym i każdą inną rzecz, która może się popsuć – od utraty elementów sterujących, po awarię silnika.
A jakie są ograniczenia natury fizycznej związane z wyrobieniem licencji?
Teraz się to bardzo zliberalizowało i nie trzeba być wyczynowym sportowcem, żeby zostać pilotem. W pierwszej połowie lat 90. badania zajmowały dwa dni, bo były nie tylko kolejki, ale i trzeba było odwiedzić wielu rozmaitych lekarzy. Teraz np. nie ma badania stomatologicznego, a EEG jest chyba tylko na wstępnych badaniach.
Obecnie badania trwają ok. 2,5 godziny. I możesz mieć np. wadę wzroku nawet do -7, tylko wtedy w licencji pojawia się zapis, który mówi, że musisz nosić okulary, a podczas lotu mieć pod ręką drugą parę, na wypadek gdyby pierwsza się stłukła. Dużo odpowiedzialności zostało przeniesione na pilota i już nie badają nas tak jak kosmonautów.
Jeśli wchodzisz bez zadyszki na czwarte piętro, to prawdopodobnie możesz latać.
Jakie są dalsze możliwości rozwoju po otrzymaniu licencji?
Śmigłowce mogą zostać wykorzystane wszędzie i właśnie to eksplorujemy, bo tylko wyobraźnia jest ograniczeniem dla tego, co możemy z nimi zrobić. A jak coś naprawdę lubisz, to możesz to zgłębiać bez końca. Jest tyle zadań, które śmigłowiec może wykonywać, i nawet w obrębie tego jednego zadania możesz się rozwijać w nieskończoność.
Możesz być np. pilotem, który przewozi ładunki, albo gasi pożary, albo przewozi rannych, albo lata na platformy wiertnicze, albo pracuje w służbach poszukiwawczo-ratowniczych. Każde z tych zadań ma zupełnie inną specyfikę i wymaga zupełnie innych zdolności, innego sprzętu. Właśnie dlatego latanie śmigłowcami jest takie ciekawe.
Załóżmy, że jutro przychodzę do ciebie do szkoły i oznajmiam, że chciałbym nauczyć się latać. Co byś mi powiedział?
Zapytałbym cię najpierw, jakie są twoje plany. Bo jeżeli masz działkę na Mazurach i chcesz tam latać na weekend, to potrzebujesz śmigłowca. A jeżeli nie masz takich planów i chciałbyś latać, bo lubisz latać, albo chcesz zarabiać i zmienić zawód, to bardziej bym ci polecał samoloty. Szkolenie samolotowe jest tańsze, a później zarabia się więcej.
Czym łatwiej nauczyć się latać?
Generalnie pierwsze kroki są łatwiejsze w samolotach, choć wiadomo, że z czasem wszystko staje się łatwe.
A jak na popyt na szkolenia wpłynęła pandemia Covid-19?
Bardzo pozytywnie. Ludzie byli zamknięci w domach i nie mogli korzystać ze swoich odrzutowców i jachtów. Myślę, że problemem ludzi bogatych jest brak czasu, aż tu nagle ten czas się pojawił. Ci ludzie zobaczyli też, że świat może się zmienić nagle i przestali odkładać na później rzeczy, o których marzyli do tej pory. A my nigdy wcześniej nie mieliśmy takiej liczby lotów szkoleniowych jak w czasie pandemii.
To znaczy, że konkurencja musiała też wzrosnąć.
Tak, jest coraz większa, coraz mocniejsza, ale nas to tylko motywuje. Mnie osobiście konkurencja cieszy, bo napędza nas do tego, żeby się jeszcze bardziej starać i być jeszcze bardziej kreatywnym w swoich działaniach.
To znaczy?
Jest na przykład duży obszar działań związany z filmowaniem ze śmigłowców. Współpracujemy z firmami motoryzacyjnymi i wspólnie robimy eventy, które śmigłowiec niesamowicie uatrakcyjnia. Robiliśmy np. dla jednej marki event, podczas którego dziennie organizowaliśmy przeloty dla 200 osób – dziennikarzy, handlowców, dealerów, klientów. Każde tego typu wydarzenie jest inne i ja mam dużo frajdy w wymyślaniu tego, co jeszcze fajnego można zrealizować.
A twoje prywatne plany lub wyzwania?
Chciałbym polecieć na biegun północy, może potem też na południowy, bo to trudniejsze. Ale wszystko jest możliwe. Kwestia przygotowania.