Zabójczy styl życia Jamesa Bonda

Jeśli podczas seansu którejkolwiek z 25 części przygód Jamesa Bonda zastanawialiście się, jakim cudem słynny brytyjski agent nie zginął po pierwszych 15 minutach dowolnego filmu, to z pewnością nie jesteście w tym odosobnieni.

Reklama

Ponieważ mniej więcej to samo pytanie zadali sobie także naukowcy z oddziału medycznego Uniwersytetu Radboud w holenderskim mieście Nijmegen oraz Londyńskiej Szkoły Higieny i Tropikalnej Medycyny.

Choć sami badacze przyznają, że ich czas mógł zostać spożytkowany lepiej np. na rozwiązywanie „bardziej palących społecznych problemów”, to mimo wszystko postanowili oni obejrzeć wszystkie 25 filmów o Jamesie Bondzie (ponad 3 tys. minut seansu!) i przeanalizować różne możliwe przyczyny zgonu agenta 007.

A nie ukrywajmy, było ich sporo i nawet jeśli rzeczywiście "żyje się tylko dwa razy", to i tak jest to za mało, by sprostać ekstremalnym warunkom pracy Jamesa Bonda.

James Bond: choroby weneryczne, zatrucia pokarmowe i cholera

Pierwszą z prawdopodobnych przyczyn zgonu mogły być choroby przenoszone drogą płciową. Z analizy zespołu badaczy wynika bowiem, że Bond odbył na ekranie łącznie 59 stosunków seksualnychśrednio 2,4 na film.

Dynamika relacji naturalnie nie zostawiała wystarczająco dużo czasu na „porozmawianie o swojej historii partnerów”, ani też na odpowiednie zabezpieczenie. Ba, naukowcy nie znaleźli żadnych dowodów na to, że 007 kiedykolwiek uprawiał bezpieczny seks.

Sam Bond zdawał się jednak być  odporny nie tylko na choroby weneryczne, ale też na wszelkiego rodzaju inne infekcje i choroby zakaźne. Naukowcy wielokrotnie odnotowywali przypadki, w których agent 007 raczył się nieumytymi egzotycznymi owocami czy surowymi ostrygami.

Takie posiłki w najlepszym wypadku mogłyby skończyć się ostrą biegunką, a w najgorszym – zakażeniem wirusami grypy żołądkowej, cholerą lub nawet zapaleniem wątroby i w konsekwencji oczywiście śmiercią, ponieważ Bond stronił także od lekarzy. Chyba że akurat chodziło o lekarki - wtedy próbował je uwieść.

James Bond: marskość wątroby, odwodnienie, malaria

W ogóle organizm Jamesa Bonda musiał na przestrzeni lat znosić niewyobrażalne dla zwykłego człowieka obciążenia. W najgorszej sytuacji była oczywiście jego wątroba, a wspomniane nieumyte owoce były jej najmniejszym problemem.

Regularne ciosy w tułów i upadki z dużych wysokości doprowadziłyby z pewnością do rozległych pęknięć i krwotoków tego organu, oczywiście pod warunkiem, że wcześniej nie obumarłby w wyniku słabości 007 do konsumpcji wódki z martini.

Co ciekawe, Bond na przestrzeni 25 filmów tylko trzykrotnie pił coś innego niż alkohol. Były to sok pomarańczowy w „Pozdrowieniach z Rosji”, kawa w „Doktorze No” oraz woda z solą w „Casino Royale”. Tę ostatnią trudno jednak nazwać napojem, ponieważ bohater spożył ją – o ironio – tylko po to, by zwymiotować truciznę dosypaną do jego drinka.

Według badaczy tak duże spożycie alkoholu mogłoby też przyczynić się do ekstremalnego odwodnienia organizmu i malarii. Wydzielane przez skórę procenty są zdaniem naukowców szczególnie atrakcyjne dla komarów przenoszących tę chorobę w różnych tropikalnych lokacjach, w których gościł 007.

Ostatecznie nawet jeśli jakimś cudem Bond nie zginąłby od wszystkich powyższych chorób i obrażeń, to najpewniej zmarłby na nowotwór płuc lub krtani. Przez pierwszych kilkanaście odsłon serii 007 regularnie palił papierosy i cygara. Zerwał z tym nałogiem dopiero w erze Daniela Craiga.

W tym kontekście pozostaje więc mieć tylko nadzieję, że MI6 w rzeczywistości nieco bardziej zwraca uwagę na styl życia swoich agentów.